Wielkanocna symbolika wiecznie zielonych gałązek z rozwijającymi się pąkami, czy też jajek jako początku nowego, budzącego się po zimie życia, jako zapowiedzi obfitości i dostatku jest powszechnie zrozumiała. Niedziela wielkanocna jest ważnym dniem w dorocznym cyklu świątecznym Indian Pueblo w Nowym Meksyku. Wśród tych Indian, mających kontakt z religią chrześcijańską od XVI wieku, tradycyjny kalendarz tańców związanych z porami roku i kalendarzem rolniczym harmonizuje z kalendarzem świąt chrześcijańskich. Utrzymywana w tajemnicy ceremonialna religia istnieje obok praktyk chrześcijańskich i w wielkanocny poranek, po mszy, na położonych centralnie placach wielu puebli odbywają się otwarte dla turystów wiosenne tańce tradycyjne. Te ceremonie są niezwykłe. Podniosłe i uroczyste, a zarazem zwyczajne. To jednocześnie pokaz siły trwania wspólnoty, pokaz szczególnego piękna zawartego w jedności jaką tworzy muzyka, pieśń, ruch i kostium, oraz rytuał zapewniający wiosenne pobudzenie wzrostu roślin i zapowiedź dobrych plonów.
San Ildefonso Pueblo (nazwa w języku Tewa brzmi: Po-woh-ge-oweenge i oznacza “tam gdzie przepływa woda”) leży w dolinie rzeki Rio Grande, nieco na północ od stolicy stanu Nowy Meksyk, Santa Fe. Osada zbudowana z adobe istnieje od 1300 roku. Pierwsi mieszkańcy przybyli tu z rejonu obecnego parku narodowego Bandelier skuszeni żyzną doliną rzeki. Jeszcze wcześniejsi przodkowie mieszkali pewnie w Mesa Verde w stanie Kolorado. Mieszkańcy San Ildefonso mówią językiem Tewa i zostali równie ciężko jak inne ludy Pueblo doświadczeni przez kolonizację hiszpańską. Istniejący obecnie rezerwat San Ildefonso utworzono na mocy aktu Kongresu USA w 1858 roku, dziesięć lat po wojnie z Meksykiem i po zawarciu traktatu pokojowego w Guadelupe Hidalgo. Kongres utrzymał przyznany ludowi San Ildefonso przez Meksyk obszar. Najsłynniejszą mieszkanką puebla jest Maria Martinez, garncarka, która na początku 20 wieku wytworzyła przepiękną i słynną już na świecie czarną ceramikę. Od tej pory wielu mieszkańców zajmuje się rękodziełem, a samo pueblo z powodu bliskości Santa Fe i laboratorium Los Alamos jest często odwiedzane przez turystów.
Centrum pueblo zajmuje wielki plac, przedzielony drogą na dwie części, południową i północną. W słoneczny, ale chłodny wielkanocny poranek na południowej części placu wyróżnia się czworobok wyznaczony wkopanymi w każdym rogu choinkami. W jego centrum widać kamienny krąg - miejsce na modlitewne pałeczki z przywiązanymi do nich piórami - nie można tam podchodzić by zobaczyć je z bliska. Nawet wtedy, kiedy tancerze już znikną po udaniu się na odpoczynek, pilnujący porządku czy może przypadkowi mieszkańcy pilnują, by turyści nie zbliżali się do tego miejsca.
Tancerze wychodzą szpalerem z kiva i ustawiają się na jednym z boków czworoboku. Ustawieni parami, mężczyźni i kobiety, tworzą dwa, mniej więcej, trzydziestoosobowe rzędy.
Nagie torsy mężczyzn są pomalowane na ciemny kolor. Przewieszone przez jedno ramię czerwone szarfy opasują torsy. Końce szarfy zwisają z jednego boku na białych spódnicach. Na szyjach i biodrach noszą wieńce z zielonych gałązek z drzewa iglastego, pewnie świerku. W rękach trzymają gałązki i grzechotki, a na głowach mają diademy z piór.
Kobiety są ubrane w czarne suknie i narzucone na nie czarne peleryny. Stopy w mokasynach, a łydki owinięte białymi onucami. Każda trzyma w jednej dłoni koszyk czy może raczej pleciony talerz, a w drugiej drewnianą skrobaczkę z zielonymi gałązkami.
Przed szeregiem stoją muzycy, którzy pieśnią i instrumentami nadają tempo. Co roku powstają nowe pieśni towarzyszące tańcom. Wzdłuż szeregu chodzą „starsi” mężczyzna i kobieta i poprawiają tancerzom przesunięte szarfy, gałązki, wieńce, pióra na głowach czy inne elementy stroju
Tancerze rytmiczne uderzając stopami w ziemię obracają się co jakiś czas w przód i w tył. Robią małe kroki, unosząc stopy niewiele ponad ziemię. Torsy wyprostowane, ramiona blisko ciała. Ich krok jest bardzo wyważony, opanowany, monotonny i rytmiczny. Poruszają się w pełnej harmonii, jednocześnie unosząc stopy, jednocześnie się obracając. Jakby tańczył jeden człowiek a nie 60 osób. Czas spędzony na każdym boku wyznaczonego czworoboku stanowi segment ceremonii i trwa około pół godziny. Centralnym elementem każdego segmentu tańca jest moment, kiedy kobiety przyklękają i uderzają, a raczej pocierają skrobaczkami wnętrze koszyków, co wydaje rezonujący dźwięk. W tym czasie mężczyźni zwróceni do nich przodem śpiewają i miarowo potrząsają grzechotkami.
Po chwili rozlega się bardziej intensywny dźwięk grzechotki i na ten sygnał kobiety wstają. Chwilę trwa taniec, tak jak poprzednio, z obrotami do przodu i do tyłu, ale stopniowo zwalnia tempo i tancerze powoli przechodzą na kolejny bok czworoboku, najpierw szpaler mężczyzn a za nim kobiety. Po odtańczeniu czterech segmentów szpaler tancerzy, muzycy, przewodnicy udają się do swojego komunalnego domu, albo do swojej kiva, pomieszczenia tuż pod poziomem ziemi, które z zewnątrz zaznaczają okrągłe ściany zbudowane z adobe.
Obserwujących nie jest zbyt dużo, siedzą wokół placu na składanych krzesełkach, bardziej przezorni przykryci są kocami i spokojnie, niewiele pogadując, obserwują taniec. Trochę turystów nie tak dobrze przygotowanych do obserwowania długiej ceremonii drepce tu i tam. Kiedy tancerze udają się do kiva ludzie rozchodzą się po domach, po sąsiadach na poczęstunek.
W wielu okolicznych pueblach odbywają się wiosenne tańce podobnego rodzaju. „Corn dance”, “bow and arrow dance”, “buffalo dance”, “eagle dance”.... Wiele z nich to uroczystości zamknięte, przeznaczone tylko dla mieszkańców i ich gości. Inne są otwarte dla turystów i szerokiej publiczności. Przypomniany wyżej taniec z koszykami został odtworzony z pamięci, w której jest niestety jest wiele luk. Ale jest regułą, że fotografowanie, nagrywanie, szkicowanie podczas ceremonii jest obecnie i już od jakiegoś czasu surowo zabronione.
Indianie Pueblo bardzo dbają o zachowanie swoich religijnych tajemnic. Nauczyła ich tego ich długa, niełatwa historia. Podbój hiszpański terenów zwanych obecnie Południowym Zachodem rozpoczął się w 1540 roku wyprawą Francisco Coronado. Nie przyniosła ona oczekiwanego złota i bogactw. Coronado nie odnalazł siedmiu złotych miast Ciboli, ani źródła wiecznej młodości. Powrócił do Meksyku, ale jego wyprawa otworzyła drogę do dalszej kolonizacji. Juan de Oñate i jego orszak przybył w 1598 roku z taborem wozów, bydła i koni. Założył miasta, osady i podwaliny kolonialnej administracji. Indianie Pueblo nisko ugięli się pod ciężarem niewolniczego systemu encomienda i misjonarskim żarem hiszpańskich zakonników. Jarzmo było tak ciężkie, że nie podołali i w 1680 wybuchło krwawe powstanie. Na dziesięć lat Hiszpanie zostali wygnani z powrotem do Meksyku. Kościoły spalono albo zrównano z ziemią, mnisi zginęli lub uciekli, a kultura i religia Indian Pueblo rozkwitły na nowo. Hiszpanie wrócili jednak, a nawet zostali powitani z pewną ulgą, bo ich użyteczność w obronie przed napadami rabunkowymi Nawahów została przez mieszkańców puebli po tych dziesięciu latach bardziej doceniona. Hiszpanie z kolei przystąpili do odbudowy kościołów znacznie ostrożniej. Przymykali oczy na indiańskie rytuały, na ich splatanie się z tradycją chrześcijańską. Krwawe powstanie pomogło im pogodzić się z faktem, że wiara chrześcijańska nie jest jedyną wyznawaną na tym terenie religią. Indianie chodzili do kościołów na msze, świętowali w dniu swych świętych patronów, oprowadzali w procesjach po placach puebli obrazy świętych, ale chodzili też do swoich kivas, a odbywające się tam rytuały trzymali w wielkiej tajemnicy. Zainteresowanych dopuszczali do oglądania publicznych tańców na placach, bo uważali, że odbywają się one dla dobra wszystkich ludzi. Pueblo zawsze uważali, że ich wiedza rytualna jest święta i potężna i dlatego musi być trzymana w sekrecie.
Pierwsi badacze ich kultury byli dla Indian Pueblo problemem. W początkach XX wieku wielu antropologów zmagało się z zakazem wizualnego odwzorowywania religijnych ceremonii. Ich lojalność, często leżąca bardziej po stronie nauki i dokumentacji, stawiała ich w ostrym konflikcie z nowymi indiańskimi przyjaciółmi. Niejeden film czy szkic został zniszczony, niejedna ledwie napoczęta przyjaźń zakończona, niejeden przypadek nadużytego zaufania odnotowany. W XX wieku najazd wyposażonych w aparaty fotograficzne turystów sprawę jeszcze pogorszył i zmusił wiele społeczności Indian Pueblo do wprowadzania coraz ostrzejszych restrykcji dotyczących formy zapisu czy rejestrowania ceremonii.
San Ildefonso Pueblo wprowadziło zakaz fotografowania ceremonii w latach 40tych ubiegłego wieku. Można uzyskać pozwolenie na robienie zdjęć na terenie osady, kiedy nie odbywają się ceremonialne tańce. Stąd zdjęcia pustego placu.
Opisany wyżej Taniec z koszykami został utrwalony przez malarkę Pablitę Velarde. Obraz został wykonany w 1940 roku, na zamówienie muzeum Bandelier National Monument, gdzie się obecnie znajduje. Widać na nim stroje tancerzy, ich podwójny szereg, ich krok.
A jednak niezwykłej atmosfera tańca, towarzyszącej mu muzyka, uroczystego nastroju, hipnotycznego niemal uczucie obcowania z czymś tajemniczym i potężnym można tylko doświadczyć podczas obserwacji na żywo.
(Ewa Dżurak)