Sportowe maskotki, nazwy, przezwiska
Znaczenia sportu, przede wszystkim futbolu i baseballu w amerykańskiej popkulturze nie da się przecenić. Gwiazdy futbolu to wielcy celebryci, których życie sportowe i prywatne pilnie śledzi prasa, mecze oglądają miliony ludzi, a w finale, w czasie Super Bowl, Ameryka zamiera przed telewizorami. Zmiana nazwy drużyny, zwłaszcza drużyny pierwszo-ligowej to dyskutowane szeroko, znaczące i bardzo kosztowne wydarzenie.
W roku 2020 popularna drużyna ze stolicy USA zmieniła nazwę z „Redskins” (Czerwonoskórzy) na Washington Football Team. To nazwa tymczasowa – stałą drużyna ma przyjąć w 2022 roku po zapowiadanych i licznych konsultacjach z kibicami. Nazwę zmieniono pod silnym naciskiem opinii publicznej, po wieloletniej kampanii, licznych marszach, petycjach i protestach. Obraźliwe dla tubylczych Amerykanów określenie utrzymywało się bardzo długo, od 1937 roku. Często usprawiedliwia się ciągłą obecność indiańskich maskotek i nazw w sporcie podziwem dla tubylczych narodów. Tak właśnie twierdził właściciel waszyngtońskiej drużyny Daniel Snyder. Dla niego nazwa Redskins oznaczała pamięć, szacunek i podziw. Utrzymywał, że oznaczała uhonorowanie tubylczych narodów, a bezpośrednim powodem jej przyjęcia była chęć uczczenia trenera Williama Lonestar Dietza, który uważał się za Indianina. Właściciel drużyny powoływał się nawet na poparcie samych Indian między innymi personelu ze szkoły Red Cloud w Południowej Dakocie. Szkoła, nosząca imię znanego wodza Lakotów, w publicznym oświadczeniu zdementowała rozmowy na ten temat oraz potwierdziła, że “R-word” jest poniżającą rasistowską obelgą.
Symbolem drużyny waszyngtońskiej, jej znanym powszechnie logo, była widziana z profilu głowa Indianina z orlim piórem we włosach. Reprezentowała wizerunek szlachetnego dzikusa, atletycznego tubylca, walecznego, prawego, sprawnego fizycznie, odważnego, wytrwałego. Nazwa drużyny natomiast reprezentowała jego przeciwstawienie, wizerunek groźnego, zdradzieckiego, niecnego, pozbawionego hamulców dzikusa. Owe dwa typy, jeden szlachetnego dziecka natury, drugi pozbawionego jakichkolwiek hamulców czy zasad prymitywa to dwa oblicza spojrzenia na rdzenną ludność. W obu jednak przypadkach są to dzicy, pozbawieni cywilizacji ludzie, których tylko asymilacja do białej kultury może uratować przed nieuniknioną i ostateczną zagładą.
Maskotka, nazwa oraz logo bogatej i znanej drużyny ze stolicy były uważane za szczególnie szkodliwe z kilku powodów. Drużyna posługiwała się i lansowała słowo uznane w słowniku języka angielskiego za rasistowskie i obraźliwe. Wzmacniała przez to utrzymywanie się stereotypu i karykaturalnego obrazu Indianina. Wpływała na utrwalenie negatywnego obrazu Indian u ludzi z innych grup etnicznych narażając ich przez to na dyskryminację. Obniżała samoocenę i obrażała samych Indian, a przede wszystkim źle wpływała na zdrowie psychiczne młodych ludzi.
Kevin Gover, od stycznia tego roku dyrektor działu muzealnego Instytutu Smithsona, a wcześniej wieloletni dyrektor National Museum of the American Indian nie widzi w sportowych indiańskich maskotkach najmniejszego śladu szacunku do Indian, ani nawet drobiny dla nich podziwu. Historia nadawania i przyjmowania tych nazw, twierdzi Gover, mówi sama za siebie. Nazwy nawiązujące do indiańskich motywów, wątków i tradycji bardzo się rozpowszechniły w latach 20-30 XX wieku. Drużyna baseballowa z Bostonu – Boston Braves – przybrała tę nazwę w 1912, w Cleveland „Indians” pojawili się w 1915. Wiele szkolnych i uniwersyteckich drużyn przybierało wtedy nazwy nawiązujące do kultur Indiańskich czy raczej do obrazu Indianina stereotypowego. Był to czas kiedy wykreowany wizerunek Indianina wyobrażonego stał się prawdziwszy niż żywy Indianin. Wielu badaczy uważa, że ludność rodzima jest bardzo mocno wtopiona w tożsamość amerykańską i dla jej utrzymania niezbędna. Kiedy więc wydawało się, że tych prawdziwych Indian już nie ma, trzeba było ich wymyśleć i przywołać.
Przełom wieków był dla tubylczych Amerykanów czasem najtrudniejszym. To ponury okres zapaści demograficznej (liczba ich zmniejszyła się dramatycznie do ledwie 250 tysięcy), rozpaczy z powodu niepewnej przyszłości i szybko zachodzących, narzuconych zmian w sposobie życia. Był to okres skrajnego ubóstwa, beznadziei, braku perspektyw i bezwzględnej zależności od łaski rządu. W latach 1880 tych wprowadzono tak zwane „Civilization Regulations”, serię przepisów ograniczających prawa religijne i prawa poruszania się tubylczej ludności. Taniec Słońca i inne ważne ceremonie religijne zostały zakazane, podobnie praktyki medicine men. Zabraniano opuszczać rezerwaty, które praktycznie stały się więzieniami. Przepisy te obowiązywały do połowy lat trzydziestych. Mnożyły się internatowe instytucje edukacyjne do których pod przymusem wysyłano indiańskie dzieci. Owe szkoły częściej przypominały zakłady poprawcze i surowo karano tam za mówienie rodzinnym językiem. Obowiązywała w nich żelazna dyscyplina i zasada Richarda Henry’ego Pratta, założyciela słynnej szkoły dla dzieci indiańskich w Carlisle w Pensylwanii, „kill the Indian save the man” – zasada przymusowej asymilacji i całkowitego odrzucenia dotychczasowej tożsamości. Indianie, zgodnie z linią polityki rządu mieli się roztopić w szerokim społeczeństwie, mieli przestać istnieć, mieli zatracić swoją tożsamość i stać się obywatelami kraju takimi samymi jak inni. Wielu uważało, że Indian już nie ma, że wymarli, odeszli, albo zmienili się nie do rozpoznania.
I wtedy właśnie, jak twierdzi Gover, pojawiły się indiańskie maskotki, którym Indianie nie mogli się przeciwstawić, ani przeciw nim protestować. Mierzyli się bowiem z wieloma innymi, bardziej palącymi problemami. A poza tym nazwa „Indianie” nie bardzo ich wtedy dotyczyła. Świadomość pan-indiańska zrodziła się w późniejszych czasach.
Nazwy obraźliwe, nazwy upokarzające, negatywne stereotypy przynoszą prawdziwą szkodę zdrowiu psychicznemu zwłaszcza ludzi młodych, a ci stanowią znaczący procent tubylczej populacji. Stosowanie i powtarzanie tych nazw jest równe rasowej dyskryminacji. Badania wśród dzieci i młodzieży tubylczej potwierdzają, że deprecjonujące maskotki sportowe wpływają na częste depresje i niską samoocenę. Młodzi Indianie częściej niż dzieci innych grup popełniają samobójstwa i mają problemy psychiczne. Jednocześnie istnienie tych maskotek wpływa na natężenie i upowszechnienie negatywnego obrazu Indian wśród reszty populacji. A to prowadzi do nasilenia przestępstw motywowanych nienawiścią wobec ludności tubylczej.
Walka z owymi maskotkami i nazwami trwa przez ostatnie 50 lat. Narodowy Kongres Indian Amerykańskich (NCAI) od 1968 roku prowadzi kampanię w celu usunięcia obraźliwych stereotypowych i szkodliwych wizerunków z kultury popularnej. Wytacza procesy, prowadzi akcje protestacyjne i informacyjne. Ponad setka organizacji indiańskich i poza indiańskich przyłączyła się do tej kampanii. W 2006 roku weszły w życie zasady opublikowane przez Narodowe Stowarzyszenie Sportów Akademickich (NCAA), mówiące o tym, że sportowe drużyny uniwersyteckie nie mogą używać wrogich, obelżywych nazw, przezwisk, maskotek czy wizerunków. Jedynymi wyjątkami od tej polityki są nazwy zespołów, które otrzymają zgodę i poparcie plemion, których nazwy noszą. Tak jest z „Utah Utes”, z „Seminolami” na stanowym uniwersytecie na Florydzie i paroma innymi zespołami.
W rezultacie prawie dwie trzecie z ponad dwóch tysięcy nazw zostało zmienionych. Jako pierwszy, w 1970, zniknął Little Red – Indianin w pióropuszu - maskotka zespołu uniwersytetu z Oklahomy. Cleveland Indians pożegnali się z swoją maskotką, Wodzem Wahoo w 2018 roku. A w tym roku grają ostatni sezon jako „Indians”. Działania i konsultacje mające doprowadzić do wyboru nowej nazwy są w toku.
(Ewa Dzurak)
źródła:
https://www.usatoday.com/story/sports/2016/08/24/real-history-native-american-team-names/89259596/
https://www.changethemascot.org/wp-content/uploads/2013/10/DrFriedmanReport.pdf