Ruth Benedict i historia rasizmu – część 2
W książce „Race: science and politics”, w dalszej części rozdziału o historii rasizmu Ruth Benedict dowodzi, że okres odkryć geograficznych, a szczególnie zasiedlenie i eksploatacja bogactw Ameryki przyczyniły się do dalszego rozwoju idei rasistowskich.
„W całej Europie czuć było podniecenie z powodu odkrycia gęsto zaludnionego świata zamieszkałego przez tak wiele różnych ras. U tych, którzy w domach, w bezpiecznych europejskich stolicach z wielką przyjemnością czytali fantastycznie barwne opowieści o szlachetnym czerwonym człowieku ekscytacja owa często przybierała szaty romantyczne. (…) Ale choć ci co pozostali w domach wielbili „krajowców”, to pionierzy, mieszkańcy pogranicza, właściciele plantacji, oraz handlarze niewolnikami znali dobrze ich miejsce. Europejczycy za oceanem rozpętali nieprzejednaną wojnę eksterminacji i podboju. (…) Wszyscy mieszkańcy pogranicza, nieważne z jakiego kraju pochodzili, przybyli tam dla własnych celów i gotowi byli na wszystko, by je zrealizować, żaden z nich nie utrzymywał stosunków z tubylcami na modłę laissez faire Cesarstwa Rzymskiego.
W krajach tropikalnych Europejczycy szukali taniej siły roboczej, rynków zbytu i niewolników; w umiarkowanych chcieli ziemi do osiedlenia się. Wszędzie zdecydowanie tępili rdzenne religie. Tubylcy, zdaniem Europejczyków, znajdowali się poza nawiasem ludzkości, bez religii, pozbawieni prawa czy moralności. Wypłacano nagrody za ich głowy, można było ich porywać i zabijać. Zostawieni bez wyjścia tubylcy bronili się co narażało ich na bezlitosny odwet. Pozostałych przy życiu zaganiano do rezerwatów, albo do niewolniczej pracy w kopalniach czy na plantacjach. (…) (s. 107)
Dogmat o rasowej wyższości i niższości nie pojawił się jednak, nawet w tych warunkach, przez następne trzy stulecia. Tubylcy stali poza nawiasem człowieczeństwa, ale wynikało to z faktu że nie byli chrześcijanami, a nie dlatego, że mieli ciemniejszą skórę. Prześladowania religijne były znaną z czasów średniowiecza metodą stosowaną przeciwko heretykom czy Żydom; rasizm nie pojawił się jeszcze na horyzoncie. (…) (s. 108)
Teoria o podrzędnym statusie „niewiernych” zawierała wiele sprzeczności. W początkowym okresie sam fakt odkrycia nowej części świata wystarczał by oddać terytorium i zamieszkujących go tubylców europejskiemu narodowi, którzy finansował i zorganizował ekspedycję. Obowiązek nawracania na chrześcijaństwo był jednak warunkiem uzyskania prawomocnego tytułu. Stąd misjonarze, często oddani sprawie i odważni, towarzyszyli każdemu statkowi, szczególnie z krajów katolickich, a tubylec, który przyjął wiarę chrześcijańską teoretyczne pokonywał przepaść dzielącą kolorowych pogan od białych chrześcijan. Oznaczało to, że nie mógł być trzymany w niewoli, bowiem idea chrześcijanina niewolnika budziła w owych czasach wstręt. (…)
Działalność misjonarzy stała na przeszkodzie wyzyskiwaczom i handlarzom niewolników, dlatego w zamorskich krajach zdominowanych przez państwa protestanckie praktyka wyzwalania niewolników, którzy przeszli na chrześcijaństwo stopniowo zamierała. W Afryce Południowej Holendrzy, w celu uniknięcia problemów związanych z wyzwoleńcami, zarządzili, że dzieci urodzonych w niewoli nie można chrzcić lub uczyć religii. (…) Na początku XIX wieku w Afryce Południowej stara metoda podziału ludzkości na wierzących i niewierzących nie odpowiadała już faktom i ten sam problem pojawiał się w pozostałej części świata. Czasami jak w Afryce Południowej problem wiązał się z niewolnictwem, a czasami jak czytamy i protestach jezuickich i franciszkańskich misjonarzy w Nowym Świecie w związku z masakrami nawróconych Indian.
Czas dojrzał do przyjęcia nowej teorii na temat ludzkiej wyższości i niższości. Zaczęto mówić o tubylcach jak o podludziach, spokrewnionych bliżej z małpami naczelnymi niż z cywilizowanymi ludźmi. Poza wszystkim kolor skóry był najbardziej rzucającą się w oczy ludzką różnicą i od niej rozpoczęło się przeciwstawienie sobie grup na pograniczu, tam gdzie religia już nie spełniała tej roli. Ale ta zmiana od jednej podstawy wyższości białego człowieka do drugiej nie została jasno sformułowana. Była nieuniknioną odpowiedzią na stosunki społeczne i stanowiła rozwiązanie bardziej praktyczne niż rozumowe. Życie na pograniczu było prymitywne, osadnicy i administracja działali zgodnie z potrzebami chwili i nie generalizowali swoich problemów w rasistowskie dogmaty. Nie trudziły ich kosmiczne uzasadnienia. Wystarczało im, że tubylcy w dłuższej perspektywie byli wobec nich bezsilni. (s.109)
W procesie kolonizacji obszaru, który jest teraz Stanami Zjednoczonymi, Anglicy z pogranicza posługiwali się rozróżnieniem rasowym, ale nie formułowali go w tych kategoriach ponieważ konflikt głównie dotyczył walki o ziemię. Anglik pragnął indiańskiej ziemi i chciał by była od Indian wolna. Wczesne królewskie nadania ziemi w Nowym Świecie nie wspominały o zamieszkujących je tubylcach, czytało się je tak jakby te tereny były niezaludnione. Gorącym pragnieniem osadników było, by stało to się jak najprędzej faktem. (…)”(s.110)
Benedict dowodzi, że ekspansja europejska stworzyła wspaniałe warunki dla rozwoju rasizmu ale dojrzał on dopiero wtedy, kiedy stał się elementem klasowych i narodowych konfliktów w Europie. Teorię rasizmu zrodziły konflikty klasowe. Została sformułowana we Francji, przez przedstawicieli arystokracji, którzy z jednej strony domagali się wpływów i przywilejów od monarchii absolutnej a z drugiej walczyli o podporządkowanie sobie skazanych, jak wierzyli, na poddaństwo mas. Różnice klasowe przybrano w biologiczny, a więc rasowy strój. Arystokracji, jak pisał Count de Boulainvilliers, z racji pochodzenia od wolnych Germanów - szlachetnych, mężnych i wolnych- należała się uprzywilejowana pozycja.
Później Gobineau (Joseph Arthur, hrabia de Gobineau) opublikował „Szkice o nierówności ras ludzkich” (1853-55) - klasyczne rasistowskie credo. Niepokoiła go Wiosna Ludów i barykady na ulicach Paryża, złościły żądania pozbawionych pracy mas. Nienawidził liberałów i marzył o republice rządzonej przez arystokrację. Uważał, że przyszłość świata i cywilizacji leży w rękach jasnowłosych potomków teutońskich wojowników, zwanych w jego czasach Aryjczykami. Wierzył, że urodzenie determinuje pozycję w społeczeństwie, że krew jaka płynie w żyłach, decyduje o charakterze człowieka. Wszystko co piękne, mądre i szlachetne, cała nauka i sztuka była według niego wytworem jednej grupy ludzi, grupy nordyckiej (która dla niego oznaczała arystokrację). Tylko ta grupa została obdarowana energią twórczą, poczuciem honoru i wytrwałością. Gdy straci uprzywilejowaną pozycję upadnie cywilizacja. I choć Gobienau podzielił ludzie na rasy białą, żółtą i czarną to do białych zaliczył tylko typ nordycki.
W nowocześniejszym wydaniu koncepcje Gobineau ubrano w nacjonalistyczne szaty. Tam gdzie on widział arystokrację inni zobaczyli całe narody, które niosły na barkach misję postępu i cywilizacji oraz chroniły przed liberalizacja równoznaczną z degeneracją i upadkiem. Sam Gobineau uważał patriotyzm za szkodliwy. Wierzył, że naród tworzyło wiele ras ustawionych w hierarchię od najlepszych do najgorszych. Dobór naturalny nie był pojęciem mu znanym. Za to jego następcy z ochotą zastosowali ideę selekcji naturalnej do podziału rasowego. Tylko zwycięzcy wojownicy należą do wybrańców, ponieważ ich rasa zajmuje w hierarchii grup ludzkich miejsce najwyższe.
Zwolennicy antropometrii z zapałem mierzyli czaszki i orzekali, że długogłowi stoją wyżej od krótkogłowych. Dla wielu był to dowód, że mieszkańcy miast są lepsi od mieszkańców wsi, bo wskutek selekcji naturalnej przeważają wśród nich długogłowi. Nie miało żadnego znaczenia, że dane statystyczne mogłyby z powodzeniem służyć za dowód czegoś wręcz przeciwnego – a mianowicie, że to krótkogłowi, których jest jakoby więcej wygrali w procesie selekcji naturalnej. Logika nie była w dociekaniach o wyższości rasowej najważniejsza, co dowodzi tylko jałowości wszystkich tych badań.
„Rasizm, doktryna o wrodzonej wyższości pewnych klas społecznych stał się w Europie, na przełomie wieków, doktryną o wyższości narodów; ale w Ameryce zachował wcześniejsze znaczenie.” (s.122)
Ta różnica miała dwie przyczyny. Jedną było niewielkie zagrożenia jakie dla USA stanowiły inne państwa. Drugą ogromna ilość imigrantów, którzy zaczęli masowo napływać z środkowej i południowej Europy do USA. Byli wśród nich między innymi Włosi i Polacy.
W tym czasie Madison Grant, autor książki The Passing of the Great Race (1916), uważał, że „procent nordyckiej krwi w narodzie europejskim jest miarą jego wojennej siły i cywilizacyjnej potencji”. Wierzył, że Niemcy, Francja i Hiszpania znajdują się na skraju upadku z powodu mieszania się szlachetnej nordyckiej krwi z chłopską. Nie stanowiło to niebezpieczeństwa dla Ameryki pod warunkiem, że utrzyma ona czystość krwi starszych imigrantów, wśród których przeważała rasa nordycka, a nawet najlepsi z najlepszych czyli Anglosasi. Możliwe rozcieńczenie cennej nordyckiej krwi uważano w amerykańskiej literaturze rasistowskiej za ogromne zagrożenie.
Stąd usilne, bardzo wyraźne u amerykańskich rasistów dążenie do zmiany prawa imigracyjnego.
Wiadomo było, że drzwi do Ameryki musza zostać przymknięte, a napływ imigrantów w jakiś sposób regulowany. Problemem był wybór kryteriów. Już w 1921, kilka lat o opublikowaniu książki Granta, przegłosowano w Kongresie prawo ograniczające imigrację. W późniejszym okresie zmieniano liczby i daty, ale zasada pozostawała ta sama – ilość przyjmowanych imigrantów była procentem, odsetkiem populacji USA urodzonej poza granicami kraju. W 1924 ustalono stałą liczbę przyjmowanych rocznie na wysokości 150 tysięcy. W 1929 wprowadzono warunek pochodzenia z określonego kraju. Tylko mieszkańcy krajów kontynentu amerykańskiego byli wyłączeni z tego warunku.
„Rasizm w Ameryce okazał się być widowiskiem, w którym imigranci jednej dekady skazuję na wieczną podrzędność i niższość imigrantów z późniejszej dekady.” (s.127)
Tymczasem w Europie „Rasizm stał się narodowym okrzykiem bojowym w epoce rosnącego nacjonalizmu.” Tak Benedict wyjaśnia połączenie rasizmu z nacjonalizmem, który stał się wielką siłą niszczycielską w konfliktach państw europejskich. We wspólnym pochodzeniu wszyscy mogli się zjednoczyć, odnaleźć i stanąć w jednym szeregu wobec rywala.
Pierwsza fala patriotycznego rasizmu rozlała się po Europie po klęsce Francji w wojnie francusko-pruskiej w 1870 roku. Francja, z której pochodził Gobineau stawiający Niemców i Francuzów w tym samym szeregu, szukała gorączkowo wyjaśnienia porażki.
Zaczęto pisać, że Prusacy wcale nie są Aryjczykami, pochodzą od Finnów zmieszanych ze Słowianami. Inni pisarze odwracali wnioski Gobineau i głosili, że to Francuzi nie są Aryjczykami tylko pochodzą od dawnych Celtów, których krótkie głowy stały się nagle lepsze od długich aryjskich czaszek (nie trzeba chyba dodawać, że rozkład długogłowych i krótkogłowych w Niemczech i Francji jest taki sam). Rozwijający się kult Celtów połączył Francuzów z Anglikami i pogłębił poczucie odmienności Niemców.
Tymczasem zwycięzcy Niemcy tworzyli własne teorie. Richard Wagner i jego zięć Houston Chamberlain byli championami rasistowskiej myśli Gobineau. W 1899 Chamberlain opublikował wpływowe Foundations of the nineteenth century. Benedict pisze, że trudno o bardziej pogmatwane i pełne sprzeczności dzieło, ale w Niemczech cieszyło się ogromną popularnością. Cesarz czytał je swoim synom, znajdowało się w księgozbiorze każdej księgarni i biblioteki, rozdawano je oficerom armii. Chamberlain propagował w nim wielkość i cywilizacyjną wyższość ludów germańskich, tworzących naród niemiecki, a wynikającą z zachowanej wśród nich nie rozcieńczonej krwi teutońskiej. Jedynie Teutoni, jako rasa, rozumieją co to znaczy lojalność. Pozostają wierni przywódcy, którego wybrali i ta cecha niezachwianej niczym lojalności wyróżniała ich od innych. Cechy fizycznie charakterystyczne dla członków danej rasy stały się dla Chamberlaina mniej ważne. W ten sposób mógł włączyć do „rasy” niemieckiej cały naród bez względu na kształt, czy wymiar czaszki.
Literatura rasistowska coraz mniej liczyła się z faktami, a w okresie pierwszej wojny światowej rasizm stał się narodową religią. Po klęsce wojennej stanowił bazę polityki narodowej. W Mein Kampf Hitler głosił Niemcy dla Niemców, a wrogiem, przeciwko któremu zjednoczył się naród byli Żydzi. Sojusznicy, Włosi i Japończycy, stali się członkami rasy nordyckiej. Norwegów obwołano narodem nienordyckim. Rasistowskie poglądy służyły celom politycznym, ich zgodność z rzeczywistością nie miała znaczenia.
„Rasizm w jego nacjonalistycznym wydaniu, był zabawką polityków. (…) To niebezpieczna zabawka, miecz, który może się zwrócić w dowolnym kierunku, by potępić aktualnego wroga. Nieunikniona konkluzja wynikająca z rozważań historii rasizmu mówi, że za rasistowskimi roszczeniami ukrywa się poszukiwanie powodów do agresji i w niej sprzymierzeńców. To kamuflaż. W polityce światowej powinniśmy patrzeć poza rasistowskie slogany i przyjrzeć się uczciwie konfliktowi jaki starają się wzniecić. Konflikty są czasami usprawiedliwione, a nawet możemy uznać je za nieuniknione. Ale nie powinniśmy rozstrzygać spraw na wątpliwym gruncie rasizmu” (s.138)
Historia rasizmu zaprezentowana przez Ruth Benedict w1940 roku jest bardzo ciekawa. Podkreśla ona, że rasizm jest wytworem nowoczesnym, europejskim powstałym w wyniku rywalizacji klasowej, udoskonalonym w rywalizacji międzypaństwowej i umocnionym przez sentymenty nacjonalistyczne. Wielkim brakiem tej historii jest fakt, że problem rasizmu w USA rozważa jedynie jako relacje między grupami kolejnych fal imigrantów z Europy, pomijając problem segregacji rasowej w USA czy obowiązujący gdy pisała książkę zbiór praw Jima Crowa.
(Ewa Dzurak)
Benedict, Ruth. Race: Science and Politics. New York: Viking Press, 1959